Należę do grona szczęśliwców, którzy mają wyjątkowo nudny kolor włosów, tzw. mysi, czyli szary i bez wyrazu. Od ładnych kilku lat staram się więc wykombinować odpowiedni kolor dla moich włosów. Przerabiałam już blond, rudy i różne odcienie brązu. Na czarny chyba nigdy się nie zdecyduję. Chyba nigdy. Włosy wyglądają więc po moich kombinacjach lepiej, zdecydowanie lepiej niż bez nich. Jednak jest jeden problem. Te wszystkie koloryzacje mające zrobić ze mnie bóstwo bardzo niefajnie wpływają na kondycję moich włosów, co w praktyce oznacza brak połysku i straszne puszenie się. Zwłaszcza to ostatnie doprowadza mnie do szału. Nie mogę tak po prostu umyć sobie głowy i wysuszyć. Nie, bo wyglądam jak bohater komedii „Miś”, któremu za chwilę mają wypaść włosy.
Dlatego moim produktem kosmetycznym pierwszej potrzeby jest dobra odżywka do włosów. Dobra, to znaczy nie obciążająca ich zbytnio, nie taka, którą muszę trzymać kilkanaście minut na głowie po myciu, żeby zadziałała i nie wypłukująca nadmiernie kolory z moich włosów. Testuję więc różne specyfiki z tego gatunku i wybieram moich ulubieńców. Ostatnio padło na produkty Nivea. Szampony bardzo mi podpasowały, więc postanowiłam dać szansę również odżywkom do włosów (z tej gamy produktów). Na pierwszy ogień poszła odżywka intensywnie regenerująca z płynną keratyną i naturalnym olejkiem (o ta: http://www.nivea.pl/Produkty/Pielegnacja-i-stylizacja-wlosow/Intense-Repair/Odzywka-Intense-Repair). Zamierzony rezultat został osiągnięty – włosy ładnie się układają, są miłe w dotyku i nie przetłuszczają się szybciej, niż dotychczas. Postanowiłam dokupić sobie jeszcze odżywkę w sprayu – fajnie pachnie i sprawia, że włosy są jeszcze bardziej błyszczące. Nivea zaliczyła test na piątkę. Moje włosy leżą pokornie i pachną 😉
źródło obrazka: 9lives.co.za