Lenny Kravitz w ostatnim czasie pokazał nam jak nosić szalik 😉 I to nie byle jaki szalik – szalik gigant, w którym wyglądał jak krasnoludek z Kingsajzu. W zasadzie to zdjęcie, które obiegło wiele portali plotkarskich, wygląda jak przerobione w Photoshopie, a jednak takim nie jest! Nie mam pojęcia, gdzie Lenny kupił ten okaz i czy w ogóle można go dostać w regularnej sprzedaży, ale z pewnością pasuje do niego określenie „ubrany w szalik”.
Jednak zapewne większość z nas tej zimy postawi na nieco mniej kontrowersyjne modele. Nasze mamy wpoiły nam skutecznie, by szalik w zimie zakładać. Owijać się nim i opatulać, „bo tak trzeba”. I owszem, zasada to bardzo ważna, jednak nikt nie każe nam nosić babcinych, długich szalików z frędzlami, które pamiętają nasze dzieciństwo. W zasadzie teraz nawet nie powinno się zakładać klasycznych szalików, a kominy. Zdecydowanie to one są teraz w modzie. Elastyczne, polarowe, szerokie, wąskie, dziergane samodzielnie na drutach czy po prostu kupione w sieciówce – każdy z wymienionych wariantów gwarantuje komfort i wygodę. Na pewno każda z nas miała problem z odpowiednim zaplątaniem szalika wokół szyki – bo za długi, za krótki, bo węzeł uwiera, a frędzle denerwują. Tak, pamiętamy. Dlatego modę na kominy powitałam z ogromną radością. Mam ich kilka, na różne pory roku, nawet taki cieńszy na chłodniejsze letnie wieczory. Wam polecam moje ostatnie odkrycie – komin szyty, rozpinany z boku. Wygląda inaczej i jest naprawdę wygodny, ponieważ możemy dostosowywać go do pogody rozpinając bądź zapinając na tyle nap czy guzików, ile chcemy.