Szary, czyli Pan Grey. Jeśli jesteś kobietą i właśnie czytasz ten artykuł, a dodatkowo masz jakieś 30 lat, dom i dzieci, to już powinnaś wiedzieć, o kim mowa, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że przeczytałaś już książkę „50 twarzy Greya”. Książka książką, ale to, co się dzieje w ramach promocji filmu, to istne szaleństwo. „50 twarzy Greya” to bestseller, o którym mówi się, że jest przeznaczony dla wygłodniałych mamusiek. Dlaczego? Ponieważ książka obfituje w tzw. „momenty”. Chyba nie muszę pisać już, co mam na myśli 😉

Wyobraźmy więc sobie książkę, którą na całym świecie przeczytały miliony kobiet, w których głowach wytworzył się obraz bohaterów i ujęcia danych sytuacji i teraz pomyślmy o tych, którzy zamierzają zmierzyć się z tymi wyobrażeniami tworząc film. Zadanie co najmniej trudne. Dobór aktorów to zapewne był koszmar. Nie chodzi bynajmniej o to, że w Hollywood brakuje dobrych aktorów. Chodzi o to dopasowanie do wyobrażeń. Anastasia Steele, główna bohaterka książki, została zagrana przez Dakotę Johnson. I już słychać marudzenie – że za brzydka, za mało dziewczęca, za mało pociągająca, za sztywna. Same żale. Nie mniej problemów twórcy mieli z postacią Chrisiana Greya. Propozycji aktorów typowanych do tej roli było wiele, ale wreszcie stanęło na tym, że zagra go Jamie Dornan. W tym przypadku panie już tak nie marudziły. Model i aktor – to połączenie jest wystarczająco satysfakcjonujące dla przedstawicielek płci pięknej. I teraz najważniejsza kwestia – premiera. A ta dopiero w Walentynki przyszłego roku. Data wymarzona dla twórców, wspaniała dla czytelniczek, ale jednak bardzo odległa. Dlatego co chwila twórcy podgrzewają atmosferę publikując nową wersję trailera albo zdjęcia z planu i wywiady. Boję się myśleć, jaki szał będzie w dniu premiery…

Dodaj komentarz