Bardzo lubię odwiedzać moich siostrzeńców, naprawdę. Włażenie do kartonowego domku, udawanie autobusu czy tańczenie na środku pokoju w rytm odtwarzanych po raz setny (a może tysięczny) piosenek to jedno z najbardziej mistycznych doznań mojego życia 🙂 Poza tym często rozmawiamy o różnych bardzo istotnych życiowych kwestiach – o koparkach, autobusach, które są zepsute i mogą być długie albo krótkie, o ty czy pingwiny mają kolana i w ogóle o mnóstwie różnych niesamowicie ciekawych kwestii. Dzięki maluchom można zapomnieć o całym świecie, swoich bardzo dziwnie wyolbrzymianych problemach i skoncentrować na rozważaniach na tematy o których normalnie się w ogóle nie rozmawia z osobami, które ukończyły 5. Rok życia. Jest tylko jeden mały problem… przeziebienie 2

przeziebienie 1Te niewinne istotki przynoszą z placówek opiekuńczo-wychowawczych tak zjadliwe bakterie i wirusy, że w sezonie jesienno-zimowym czuję się jak przedszkolak, który zalicza swój pierwszy rok. Zazwyczaj zaczyna się niewinnie – katar, zmęczenie, temperatura, a potem ciągnie się takie choróbsko ponad tydzień. Okazuje się, że dużo gorzej przechodzę choroby, które łapię od moich siostrzeńców niż te, które przynoszę z pracy czy komunikacji miejskiej. W związku z tym zastanawiam się czasem czy na takie dziecięce przeziębienia nie zażywać typowo dziecięcych leków. Widzę po moich kuzynach, że wypróbowane dziecięce leki potrafią postawić maluchy na nogi w ciągu weekendu, a ja się uporać z katarem nie mogę tak długo, co za sprawiedliwość 😉 Przy najbliższej okazji spróbuję, a co, muszę się jakoś ratować 😉

źródła obrazków: www.kiddoc.com, www.local.com, poison.org

Dodaj komentarz