Postanowiłam po niemal dwóch latach odwiedzić mój stary Kraków. Mój, ponieważ mam tam sporo znajomych i swego czasu całkiem długo tam pomieszkiwałam. Mam swoje miejsca, które odwiedzam – kawiarnie, sklepy, puby czy po prostu miejsca, które dobrze mi się kojarzą. Należą do nich: Kazimierz, Plac żydowski, Podgórze, Kurdwanów czy po prostu Rynek. W zależności od tego, ile czasu tam spędzam, zaglądam do ulubionych kawiarni przy Plantach albo na Kazimierzu. W nocy wybieram się na kiełbaski przy Hali Targowej na Grzegórzeckiej czy na zapiekanki „U Endziora” na krakowskim Kazimierzu. Odświeżam wspomnienia i rozkoszuję się tym wyjątkowym czasem w magicznym mieście, które mimo smogu i mnóstwa obcokrajowców, nadal dobrze mi się kojarzy.
Nawet jak ze względu na kiepską pogodę siedzę ze znajomymi w ich mieszkaniu. Wyciągamy wtedy gry planszowe i karciane i spędzamy czas tak, jak dawniej. Czas mija jak szalony, a my czujemy się jak za starych dobrych czasów. Wtedy nie jest ważna praca, codzienne obowiązki, a jedynie dobra zabawa. Jak czujemy się głodni, to podjadamy domowe muffiny albo po prostu dzwonimy po pizzę (ostatnio testowaliśmy menu Domino’s Pizzy). W Krakowie spędzam więc wyjątkowy czas, który pozwala mi skutecznie naładować baterie. Podejrzewam, że gdybym tam zamieszkała, znalazła pracę i w ogóle, to nie byłoby już tak radośnie. Pamiętam uciążliwe dojazdy do centrum, wysokie koszty życia, a średniej wysokości zarobki. Kraków jest świetnym miastem na wypady wakacyjne ale mieszka się w nim dość trudno. Tak to jest z atrakcjami turystycznymi. Atrakcyjne są w wersji krótkofalowej.