Nie-właścicielom kotów może się wydawać, że korzystanie z kuwety jest u kotów zupełnie naturalną czynnością, z którą się rodzą albo o której wiedzę wysysają z mlekiem matki. Zapewne jest grupa kotów, która niedługo po urodzeniu wyrusza w teren w poszukiwaniu swojej pierwszej kuwety, do której zaczyna się załatwiać uznając, że pozostawianie śladów swojej obecności w gnieździe jest ohydne i niegodne kota. Ta większa, a wręcz przeważająca kocia grupa, musi do kuwety zostać przyzwyczajona. Wcześniej będzie poszukiwać miejsca do załatwienia swoich potrzeb w kącie naszego salonu, na wycieraczce, w kwiatku albo po prostu na środku dywanu.
Mój Czarek niestety należał do takiej poszukującej kociej grupy. Musiałam mieć się więc na baczności i obserwować mojego małego zwierza, czekając na wszelkie objawy chęci załatwienia się. Czasami udawało mi się zapobiec katastrofie, niestety zdarzały się też przypadki przyłapania zwierza podczas załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Po kilku przypadkach zasikania kotem połowy mieszkania, postanowiłam mu odpuszczać i pozwolić załatwić się w jednym miejscu do końca, uznając tym samym swoją pedagogiczną porażkę. Testowałam przy tym różne żwirki, piaski, wiórki… Okazało się, że najbardziej odpowiada mu taki zwykły, zbrylający się, bezzapachowy. Kiedy zaczynał obwąchiwać jakiś kątek brałam go od razu do kuwety i czekałam. Wąchał, drapał, kręcił się i wreszcie załatwiał. Nauka korzystania z kuwety może nie należy do najłatwiejszych ale satysfakcja właściciela po osiągniętym sukcesie jest nie do opisania 😉