Może trochę przesadziłam z tym Fejsem ale prawdą jest niestety, że od wlepiania oczu w ekran komputera mam ostatnio spore problemy z oczami. Są przesuszone, zmęczone, pieką mnie a czasami już nawet bolą. Wiem, że klimatyzacja w biurze nie pomaga, tak, jak nie pomogła moim zatokom… Kilka lat temu musiałam w końcu umówić się z okulistą, bo te moje dolegliwości oczu stały się naprawdę poważne. Stanęło na tym, że dostałam jakieś krople, może nawet antybiotyk do oczu, które musiałam zakraplać 3xdziennie. Dla mnie to był prawdziwy koszmar, bo nie lubię tego bardziej niż leczenia zębów czy zastrzyków albo pobierania krwi. Widok spadającej do oka kropli płynu sprawia, że wpadam w panikę. Wiem, zupełnie bez sensu… Może wiele wyjaśni fakt, że boję się wody. Nie pływam, nie poruszam się po wodzie, nawet nie przepadam za kąpielami w wannie pełnej wody. Nawet jeśli towarzyszy jej fura piany. Po prostu boję się wody, chyba w niemalże każdej postaci.
Kiedy jednak moje oczy stwierdziły, że absolutnie i ostatecznie mam im pomóc, wtedy postanowiłam wpaść do jakiejś apteki po pomoc. Potrzebowałam czegoś dobrego i bez recepty. Po drodze zahaczyłam jeszcze o drogerię i trafiłam na Bepanthen Eye – krople do oczu. Dotychczas marka ta kojarzyła mi się z kremem, jakiego używa moja siostra do pielęgnacji mojego bardzo nieletniego siostrzeńca. Krem bardzo chwaliła, postanowiłam więc przetestować krople. I dały radę. Fajne jest to, że są poporcjowane. Kiedyś kupiłam tzw. „sztuczne łzy”, które były w buteleczce więc musiałam je zużyć w niedługim czasie. Automatycznie reszta płynu była do wyrzucenia :-/ Patent Bephantenu mi się bardzo podoba, podobnie jak to, że są dostępne w mojej ulubionej drogerii 😉