Wspominałam już, że mam przechlapane mając delikatną, atopową skórę? Chyba wspominałam… Niestety, wieczna skóra niemowlaka. Pielęgnacja skóry wrażliwej to koszmar. O ile znalazłam dla siebie już balsam do ciała – zresztą dla niemowlaków właśnie, o tyle mam nadal problem z kremem do twarzy. Powinnam już zacząć stosować kremy delikatnie przeciwzmarszczkowe, poprawiające koloryt skóry, napinające ją i ujędrniające. Niestety kremy takie mają zazwyczaj kilometrowy skład i masę syfu – oleje mineralne, silikony, konserwanty, parabeny. Taki standard. Nie mówiąc o tym, że duża część z nich po prostu nie działa tak, jak powinna. Jak się okazuje nawet te najdroższe zawierają mało substancji czynnych. Więc my się nacieramy w nadziei na cud, a one tylko pogarszają kondycję naszej skóry. Przeczytałam nie tak dawno, że jednym z najlepszych kremów przeciwzmarszczkowych na rynku jest jeden z takich zwykłych sprzedawanych w sieci supermarketów. Ma zawierać więcej substancji czynnych niż markowe i mega drogie kremy dostępne wyłącznie w ekskluzywnych drogeriach. Ciekawe, prawda?
Ja jednak muszę szukać nie tyle skutecznie działających kremów na zmarszczki, co odpowiednio delikatnych dla mojej skóry. Po wielu sterach okazało się, że całą masa balsamów do ciała, które miały zdziałać cuda i pachniały przy tym jak drogeria w południe, tylko wywołały u mnie podrażnienia. Dlatego zdecydowałam się na mleczko dla dzieci Nivea. Dopiero ono uspokoiło mi skórę. Tylko nie ma kremów przeciwzmarszczkowych dla dzieci. W sumie gdyby były, to byłabym mocno zdziwiona i pewnie stwierdziłabym, że świat oszalał… Więc generalnie mam problem L Już nawet wynalazłam jakąś miksturę ze ślimaka. Podobno skuteczną i delikatną. Aż się boję. Testy przede mną. Oby ślimak nie zabił mi cery.
źródło obrazka: