Zapominam o nich, fatyguję, męczę, przesuszam, słabo pielęgnuję. Nie nawilżam tak, jak potrzeba. Nie dbam o tak ważną dla kobiety wizytówkę… Dłonie.
Zawsze podobały mi się smukłe, z długimi palcami, mieszczące się w malutkich rękawiczkach, delikatne i wypielęgnowane. Niestety moje takie nie są. Mam duże dłonie i zdecydowanie zbyt często zapominam o ich właściwej pielęgnacji. Kończy się na tym, że mam nawet przesuszone łatki na których pęka skóra. Wiem, masakra. Staram się więc kupować odpowiednie kremy do rąk. Najczęściej wybieram takie do zniszczonych i przesuszonych dłoni. Jak już pamiętam o ich stosowaniu, to nakładam je na noc i rano widzę naprawdę dużą różnicę w ich wyglądzie. Testuję kremy różnych marek. Cały czas szukam tego ulubionego.
Czytałam niedawno o nowej marce – Le Petit Marseillais. W gamie swoich produktów mają też i krem do rąk, który w składzie ma masło Shea, aloes i wosk pszczeli. Jest przeznaczony szczególnie do zniszczonej i przesuszonej skóry rąk. Czyli coś w sam raz dla mnie. Jestem bardzo ciekawa jego zapachu ponieważ składniki wskazują na bardzo przyjemną kompozycję. Kosmetyków Le Petit Marseillais jest dużo więc myślę, że na testach kremu do rąk nie poprzestanę. Kusi mnie waniliowy krem pod prysznic czy suchy olejek do ciała w sprayu. Firma szczyci się wykorzystaniem naturalnych składników. Rumianek, kwiat pomarańczy czy nawet orzech laskowy – to brzmi bardzo ciekawie. Pójść spać w otoczce rumianku czy kwiatu pomarańczy – czemu nie? No dobrze, może być też wanilia albo morela. Dobranoc.