No to przepadłam. Wysypkę mam. Taką niefajną bąblastą wysypkę na rękach. Ku mojej rozpaczy część bąbli się rozpękła, zaschła i schodzi. Jednym słowem – skórowanie. Dawno dokuczała mi podobna dolegliwość. Ostatnim razem jakieś dziesięć lat temu, jeszcze w szkole. Pomęczyłam się trochę zanim skóra wróciła do normy i wytłumaczyłam sobie, że to wszystko przez złe odżywianie itp. Minęło tę parę latek i sytuacja się powtarza. Bąble, schodząca skóra i generalnie masakra. Alergia jak nic. Tylko nie wiem na co i to jest najgorsze. Mam dwa wyjścia – zrobienie testów alergicznych albo stopniowe eliminowanie najbardziej znanych alergenów.
Kiedyś najgorsza była dla mnie chemia, zarówno ta domowa, do czyszczenia, jak i chemia w jedzeniu. Do dzisiaj uważam bardzo na zupki chińskie po których miałam kiedyś straszne wysypki. Mam niejasne przeczycie, że w tym przypadku winowajcą może być mój najlepszy przyjaciel – czekolada. Ta cudowna, pachnąca, pyszna, najmilejsza moja czekolada jest w końcu jednym z największych alergenów, a że ja w ostatnim czasie sporo piekłam słodkości z czekoladką właśnie, to organizm mógł mi się wziąć i zbuntować. Ech, co za życie. Szukam też przy okazji skutecznych odczulaczy bo żyć jakoś trzeba. Wapno nie za bardzo pomaga więc szukam innych, silniejszych środków, które wyprowadzą mnie z ogólnego zbąblenia. Trafiłam w ten sposób na nowość – Aleric – lek, który rozpuszcza się w ustach i nie powoduje senności. Pomaga przy okazji na swędzenie nosa i przewlekły nieżyt nosa. Przyznaję, że takowe cuda też mi się przydarzają więc jestem ciekawa czy jak zażyję ten lek to przestaną się tak często pojawiać. Oj alergio, moja alergio 🙁
źródła obrazków: health.howstuffworks.com, www.getholistichealth.com, www.webmd.com