Od czasów studiów wynajmuję mieszkanie. Każdego miesiąca płacę kilkaset złotych za możliwość pomieszkiwania z kimś w pokoju, samemu w pokoju i samemu w mieszkanku. Cały czas nie moim. Szukając nowego lokum muszę pytać, czy mogę wynająć mieszkanie mając kota, czy mogę je urządzić nieco po swojemu. Czy mogę to, czy mogę tamto. Muszę pytać. Bo nie jest moje. I muszę płacić na nie-moje. Dlatego od pewnego czasu zastanawiam się nad zaciągnięciem tego największego długu w życiu i zamieszkaniu w swoich skromnych czterech kątach. Z moim prywatnym futrzastym kotem.

Zaczęłam więc rozglądać się w ofertach mieszkań, pytać znajomych, robić takie wstępne rozeznanie. Cały czas zastanawiam się czy kupować mieszkanie używane – z rynku wtórnego czy może nowe z pierwotnego. Obie opcje mają swoje zalety i wady. Pierwsza, czyli mieszkanie używane, jest o tyle dobre, że nie muszę doinwestowywać w jego wykończenie, co najwyżej w odświeżenie czy niewielki remont. I można się w miarę szybko wprowadzić. Druga umożliwia całkowite dostosowanie mieszkanka do moich potrzeb. Tylko… Nowe mieszkania zazwyczaj budowane są dość daleko od centrum. A ja nie przepadam za ciśnięciem się w komunikacji miejskiej, nie mam też tyle kasy, żeby kupić nowe mieszkanie blisko centrum. Bo za taki luksus trzeba słono zapłacić. Jednak w ramach oswajania się z marzeniami postanowiłam posprawdzać oferty nowych mieszkanek w różnych miastach. Trafiłam jakimś cudem na ofertę ze Szczecina – żeby w ogóle sprawdzić wyszukiwarkę i muszę przyznać, że wygląda to fajnie. Pełne info o okolicy, infrastrukturze, samym osiedlu. Wygląda to dużo lepiej niż w przypadku wyszukiwarek mieszkań używanych. No i same mieszkanka, blok prezentują się bardzo przyjemnie. Zaczęłam już szukać w swoim mieście. Zobaczymy co uda mi się złowić w Warszawie 😉

źródło obrazka: www.huffingtonpost.com

Dodaj komentarz