Upały i klimatyzacja to połączenie, które każdego roku wywołuje u mnie niemały ból głowy. Dosłownie, są chwile, kiedy mam wrażenie, że zaraz mi pęknie, a ja rozsypię się na milion kawałków. To nie migrena ani obawa o sytuację polityczną na świecie, to nawet nie troska o przyszłość czy wkurzający szef. To ZATOKI. Słowo, na widok którego robi mi się źle. Przeraźliwy ból w okolicach twarzy, który rozwala mi kompletnie czaszkę przy schylaniu się. Konam i marzę tylko o termoforze oraz moim ukochanym proszku na ból zatok, no i o łóżeczku, dniu wolnym i świętym spokoju. Znajomi, którzy nie mają tego niebywałego szczęścia odczuwać podobnych dolegliwości, pytają mnie jakie są objawy bólu zatok.
Słysząc takie pytanie mam największą ochotę powiedzieć – cholernie upierdliwe ale mówiąc sobie to tylko w myślach opisuję ból w okolicach oczu, nosa, skroni, który nasila się podczas schylania, czasami uczucie ucisku. Dodatkowo kaszel, gorączka czy utrata węchu. Jest tego trochę. Jednak najgorszy jest ból głowy, masakra. Znajoma kiedyś podrzucała mi pomysły na domowe sposoby radzenia sobie z zatokami czyli przykładanie gorącej soli czy inhalacje. Mnie najbardziej dopasował termofor, taki naprawdę gorący. Ten stary wynalazek jest po prostu boski. Wykorzystuję go też podczas okresu, przynosi mi wtedy równie dużą ulgę. Zatoki przeziębiłam wiele lat temu w pracy, w której mieliśmy klimatyzację. Siedziałam centralnie pod nawiewem. Po kilku godzinach rozbolała mnie głowa. Kiedy poszłam do lekarza kazał mi się schylić i zrobiło się wesoło. Przez całe dzieciństwo uniknęłam tego typu problemów a tu takie zaskoczenie. No niestety, mleko się wylało więc trzeba z tym jakoś żyć.